Problemy społeczne, część 6 – poszukiwanie ukrytej reguły

Jak w praktyce wygląda poszukiwanie znaczenia ukrytych reguł społecznych przez autystyczne dziecko?

Chciałbym pokazać na własnym przykładzie jak może wyglądać takie autystyczne poszukiwanie “ukrytych reguł”. Nie wiem na ile mój proces jest podobny do procesu innych osób, ale sądzę że przykład lepiej pokaże o co tak naprawdę chodzi.

UWAGA, ten wpis będzie bardziej “nudny” i męczący, bo chciałem opisać cały proces ze szczegółami, żeby pokazać że to rozumienie reguł się zmienia w czasie i cały czas te reguły są aktualizowane. No i chciałem pokazać też jak się formują takie drabinki reguł, podreguł i wyjątków – które wynikają z braku intuicyjnego zrozumienia kiedy i w jakiej sytuacji regułę nie należy stosować dosłownie. Jeśli nie chcesz brnąć przez takie szczegóły, pomiń proszę ten wpis.


Chyba najbardziej jaskrawym przykładem na moje poszukiwanie właściwego znaczenia reguł jest zasada wpajana dzieciom: “nie wolno kłamać”. 

Jak taką zasadę rozumiałem ja? Jak zwykle, bardzo dosłownie, że każde kłamstwo jest czymś złym i trzeba go unikać. Jako osobie autystycznej ta zasada bardzo mi się podobała, no bo po pierwsze nasza naturalna komunikacja jest dość szczera i prostolinijna, kłamstwa nie są czymś co nam przychodzi łatwo i naturalnie. A po drugie, skoro mówiono mi że kłamstwa są czymś złym, to znaczy że osoba kłamiąca też jest zła, a ja nie chciałem być zły. Piękny, idealistyczny i naiwny obraz stworzony w umyśle małego dziecka jakim wtedy byłem. No więc – wtedy zawsze mówiłem prawdę.

Pierwszym dużym odstępstwem od zasady które “odkryłem” były tzw. białe kłamstwa. Gdy ktoś pytał na przykład “jak wyglądam w tym nowym swetrze?” to dla mnie prawdą była szczera i prosta odpowiedź stwierdzająca to co autentycznie myślę, np. “nie podoba mi się ten kolor”. Jeśli myślałem tak a nie inaczej, to każda inna odpowiedź była kłamstwem, nieprawdą, czyli czymś, czego nie powinienem robić. Jednak takie odpowiedzi zawsze spotykały się ze złym przyjęciem. W tym samym czasie obserwowałem, że większość ludzi po prostu kłamie w takiej sytuacji, używa białych kłamstw, i że wszyscy oczekują tego samego ode mnie – że będę kłamał i mówił coś innego niż myślę.

Dla małego dziecka to był potężny dysonans poznawczy – z jednej strony wszyscy mi mówią “nie wolno kłamać”, a z drugiej strony wszyscy kłamią i oczekują że będę robił to samo. Zupełnie nie wiedziałem jak pogodzić te dwie sprzeczności, i zupełnie nie rozumiałem dlaczego wszyscy uważają to za właściwe zachowanie. Dzisiaj to wiem, już się nauczyłem, że chodzi o nie mówienie rzeczy które mogą kogoś urazić lub spowodować że ktoś poczuje się gorzej. Ale wtedy w dzieciństwie? “Głowa mi się gotowała” od prób znalezienia faktycznej reguły. Niestety jedynym co wtedy wymyśliłem, było “ludzie nie chcą słyszeć prawdy, ale ja nie chcę kłamać, więc po prostu będę unikał odpowiedzi na takie pytania”.


Jednak to był dopiero początek zawirowań. W którymś momencie, jakoś w drugiej połowie szkoły podstawowej, zaczęło się coś dziać. Nie wiedziałem zupełnie o co chodzi, ale “nagle” wszyscy rówieśnicy zaczęli się zachowywać inaczej. “Nagle” okazało się że wszyscy kłamią na potęgę. Absurdalne przechwałki, plotki, kłamstwa o tym co kto komu o kim powiedział, w efekcie których klasa podzieliła się “społecznie” na kilka mniejszych, zwalczających się grup. Znowu, dzisiaj już to wiem – po prostu rówieśnicy zaczęli dorastać i zaczęli “ćwiczyć” umiejętności społeczne i “badać granice” do których mogą się posunąć. Ale w tamtym czasie nie miałem pojęcia co się dzieje. Dlaczego atmosfera w szkole z nieprzyjemnej nagle stała się otwarcie wroga? No i dlaczego nagle zasada “nie wolno kłamać” została całkowicie porzucona?

Sądziłem wtedy naiwnie, że powinienem o tym mówić nauczycielom. I tu mnie spotkał kolejny szok – raz że wyglądało że nauczyciele traktują to jako coś normalnego, a dwa że cokolwiek bym nie mówił było to ignorowane – bo nie byłem w stanie nic udowodnić. Tutaj też miałem duży dysonans poznawczy. Ja mówiłem prawdę, a inni kłamali – ale to ode mnie wymagano żebym udowodnił że ja nie kłamię, a nie od innych. Nie mogłem tego zrozumieć.

Próbując znaleźć jakąś regułę w tym co się działo, w pewnym momencie otarłem się nawet o hipotezę że “nie wolno mówić prawdy, chyba że powiedzenie prawdy przyniesie mi jakieś korzyści”. Jednak dość szybko sam znalazłem dziury w tej hipotezie – zupełnie mi do tego nie pasowało że rożne osoby kłamały w różnym stopniu w zależności od tego z kim rozmawiały. Np. rodzina i bliżsi znajomi kłamali mniej (ale nie aż tak żeby wcale), więc widziałem że jest jakiś czynnik dotyczący wzajemnej relacji rozmawiających. Ale jaki dokładnie? Nie umiałem się domyślić. Jedyne co zrozumiałem w tamtym okresie to że:

  1. nikt się nie przejmuje zasadą “nie wolno kłamać”,
  2. ten kto nie kłamie jest na gorszej pozycji niż ci co kłamią,
  3. w niektórych grupach wręcz MUSZĘ kłamać,
  4. więc muszę się nauczyć kłamać…

No i zacząłem uczyć się kłamać, ale wtedy okazało się że kłamać też trzeba umieć. Moje kłamstwa zawsze były dla wszystkich łatwe do przejrzenia, bardzo oczywiste. No i nie umiałem “wybrnąć” z sytuacji kiedy ktoś przejrzał moje kłamstwo – próbowałem brnąć dalej, co z reguły nie kończyło się zbyt dobrze. Prawdopodobnie umiejętność kłamania i rozpoznawania kłamstw należą do grupy tych samych “narzędzi społecznych w mózgu”, które u osób autystycznych nie działają. 

W zasadzie do dzisiaj nie za bardzo umiem kłamać. Z jednym wyjątkiem, jedyne kłamstwa które mi wychodzą to są kłamstwa “antybiurokratyczne” jak ja je nazywam – czyli takie które mają mi zaoszczędzić trudu tłumaczenia się z powodu jakichś biurokratycznych pierdół, które by wystąpiły gdybym powiedział prawdę. Dopóki końcowy rezultat jest taki sam w obu przypadkach, to mój umysł nie buntuje się przeciwko drobnym kłamstwom mającym mi zaoszczędzić czasu i zbędnej gadaniny.


Nauczony tymi wszystkimi szkolnymi oraz późniejszymi doświadczeniami, opracowałem swoją wersję reguły “nie wolno kłamać”, opisującą mój punkt widzenia i postępowania, której używam do dziś:

  1. ogólnie nie powinienem kłamać, bo to nie pasuje do mojego stylu myślenia
  2. białe kłamstwa są powszechnie oczekiwane, ale mi nie wychodzą, więc lepiej ich unikać, np. udzielając jakiejś wymijającej odpowiedzi.
    1. wyjątek – kłamstwa antybiurokratyczne
  3. gdy ktoś obcy dopytuje się o coś co w zasadzie niekoniecznie powinno być mu do czegoś potrzebne – to czasem lepiej skłamać, zwłaszcza jeśli to o co dopytuje dotyczy czegoś “wrażliwego”
  4. przechwałki i inne kłamstwa mające na celu pokazanie siebie w lepszym świetle lub podbudowanie swojej pozycji społecznej też mi nie wychodzą, więc powinienem je omijać
    1. niestety czasami się nie da, w niektórych grupach jest to konieczne… wtedy muszę tego unikać ile się da, a jak się nie da to muszę się bardzo starać żeby nie wyjść na durnia
    2. niestety czasami brak przechwałek potrafi szkodzić (np. w CV – z tego co zaobserwowałem to każdy rekruter czyta każde CV z założeniem że jest ono “podkręcone”, przesadzone – napisanie samej prawdy jest strzeleniem sobie w kolano1)
  5. kłamstwa są dopuszczalne (a nawet czasem konieczne) gdy trzeba chronić siebie lub kogoś, tylko że wtedy muszę bardzo dobrze przemyśleć sprawę, żeby kłamstwo było wiarygodne gdyby ktoś zaczął drążyć temat
  6. niestety zdarzają się sytuacje w których po prostu muszę skłamać, żeby zaoszczędzić sobie “dalszej interakcji” która by nastąpiła gdybym powiedział prawdę
    1. nawet w rodzinie
    2. czasami ZWŁASZCZA w rodzinie
  7. muszę za wszelką cenę unikać rozgrywek społeczno-politycznych między różnymi grupami, zdecydowanie lepiej jest skłamać raz na początku i nie uczestniczyć w tym, niż być zmuszonym do regularnego kłamania “w interesie grupy”.

Prawda, że “jasne i klarowne”? A to jest skrócona wersja. 😛 


Tak wyglądają reguły w głowie osoby autystycznej. Cała drabina reguł, podreguł, wyjątków od reguł i często też wyjątków od wyjątków. Dla porównania, tak jak to dzisiaj rozumiem, to ta “ukryta” neurotypowa zasada da się podsumować mniej więcej takimi trzema punktami: 

  1. ogólnie nie powinno się kłamać, chyba że chodzi o to żeby kogoś nie urazić lub żeby sprawić żeby poczuł się lepiej,
  2. dopuszczalne jest “lekkie naginanie prawdy” aby pokazać się w lepszym świetle,
  3. jeśli wskutek naszej wypowiedzi ktoś i tak zostanie urażony (np. bo np. musimy się opowiedzieć za jedną ze stron), to lepiej chronić tego z kim mamy lepsze relacje, albo swoją grupę.

Porównanie tych reguł pokazuje różnicę między neurotypowym, intuicyjnym rozumieniem tematu, a autystycznym budowaniem reguł i wyjątków z własnych obserwacji. W neurotypowej wersji te wszystkie wyjątki też się zawierają – tylko są one niepisane, rozumiane intuicyjnie.


Narzuca mi się tu jeszcze jedna myśl, skoro mówię o “poszukiwaniu”. 

Pisząc w poprzednim wpisie o “wspólnych doświadczeniach życiowych niezdiagnozowanych dorosłych osób autystycznych” celowo dodałem tu słowo “niezdiagnozowanych”. Chodziło mi o to, że gdy osoba autystyczna jest zdiagnozowana już w dzieciństwie to otrzymuje wsparcie w postaci “treningu umiejętności społecznych” oraz poradników, np. wspominanej już “(Sekretnej) księgi Asperdzieciaka”. Zarówno trening jak i poradniki mówią otwarcie o tych ukrytych regułach społecznych. Dzięki takiemu wsparciu autystyczne dziecko od razu ma szansę nauczyć się tych reguł – nie musi odkrywać ich na własną rękę. 

Posłużę się tu fragmentem z “(Sekretnej) księgi asperdzieciaka”2, z rozdziału o filtrach, białych kłamstwach i zaufaniu3:

Chodzi o to, że aspi biorą wszystko za dobrą monetę. Jeśli ktoś coś mówi, to znaczy że tak jest. To jedna z cech, jakie najbardziej w nas lubię. Mówimy to co myślimy, i myślimy tak, jak mówimy. Z natury cenimy prawdę niemalże ponad wszystko. I zakładamy (na tym polega nasz błąd), że inni ludzie też tak mają. Udzielamy im więc takich odpowiedzi, jakie sami chcielibyśmy usłyszeć – szczerych i wyczerpujących. Ale tym, czego świat neurotypowców naprawdę oczekuje, są często tylko skróty i białe kłamstwa.

“Drobne” kłamstewka, niewinne bajeczki, półprawdy. Małe niedopowiedzenia, które służą temu, żeby ochronić siebie samego lub drugą osobę przed urażeniem, Kolega pisze ci, że już do ciebie jedzie, a tak naprawdę jest jeszcze w domu i się ubiera. Takie “mało znaczące” zacieranie granic. Niewielka przesada, lekkie naginanie faktów. Wszystko to są “urocze” wyrażenia, jakich świat neurotypowców używa do określenia niezbyt uroczej sprawy. Kłamstwa.

Dla większości aspich zasada to zasada, a kłamstwo to kłamstwo. Wszyscy jesteśmy uczeni, że kłamstwo jest złe, więc białe kłamstwo też jest złe. Zdaję sobie sprawę że jest to czarno-biała logika. Ale wiesz co? Jestem przecież aspi. Tak, to ja. I dlatego nie powiem ci, że według mnie “białe” kłamstwa są w porządku. Wcale tak nie uważam. Ale większość osób neurotypowych właśnie tak myśli. W świecie neurotypowców istnieje ogólna ukryta zasada, że kłamstwo jest złe, CHYBA ŻE ma na celu oszczędzenie komuś przykrości albo zrobienie dobrego wrażenia. Oznacza to że w codziennych rozmowach powinieneś się spodziewać wielu białych kłamstw, a znacznie rzadziej będziesz musiał się martwić, czy zauważysz, że ktoś kłamie ci bezczelnie prosto w oczy. Dla nas, którzy mówimy prawdę i spodziewamy się ją usłyszeć, jest to naprawdę mylące. Dlatego też CZĘSTO jesteśmy wykorzystywani.

[…]

W świecie neurotypowców ludzie kłamią dużo częściej i z dużo większą łatwością niż my.

Dlaczego? Robią to żeby:

  • uniknąć konfrontacji;
  • zmniejszyć wagę problemu (szczególnie jeśli to oni ponoszą odpowiedzialność);
  • wyolbrzymić coś i przypisać sobie większe znaczenie;
  • zdobyć władzę.

Wiem że się powtarzam, ale ile ja bym dał żeby mieć tą książkę w dzieciństwie… Ile to by mi rzeczy wytłumaczyło, ile zagadek rozwiązało, ile by mi zaoszczędziło główkowania bez żadnych sukcesów i rozwiązań. Przecież ta książka pokazuje wszystko jak na dłoni. Nikt lepiej nie wytłumaczy takich rzeczy aspiemu niż inny aspie.

  1. Dobrze że to tylko “powiedzenie” z tym strzelaniem sobie w kolano… inaczej moje kolana byłyby jednym wielkim rzeszotem podziurawionym kulami. ↩︎
  2. Jennifer Cook-O’Toole, “(Sekretna) księga asperdzieciaka”, jej angielski tytuł dużo bardziej oddaje istotę treści: “The Asperkid’s (Secret) Book of Social Rules”. Jeśli zastanawiacie się czemu w obu wersjach tytułu jest nawias naokoło słowa (sekretna) – chodzi o to że autorka, sama będąc aspie, doskonale rozumie że wszyscy adresaci tej książki (czyli młodzi aspie), instynktownie odrzuciliby książkę podpisaną jako “sekretna” widząc że wcale nie jest sekretna, że można ją dostać “w każdej księgarni”. Dlatego sygnalizuje przenośnię poprzez użycie nawiasu. My naprawdę tak myślimy. ↩︎
  3. Tym razem przepisałem znak w znak, pogrubienie w pogrubienie. Skróciłem tylko w jednym miejscu. Rzuca się w oczy podobieństwo stylu pisania – pogrubienia, nawiasy, cudzysłowy, słowa pisane WIELKIMI LITERAMI, listy wypunktowane. Podobno neuro-nietypowi tak mają że często używają takich form jak piszą. ↩︎
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.