Dlaczego autystycy czasem nie mówią, czyli „mutyzm wybiórczy”

W tym wpisie chciałem pokazać zupełnie inną stronę autyzmu, czyli to dlaczego autystycy czasami w ogóle nic nie mówią.


“Zatykanie się”. 

Tak sam dla siebie nazywałem swoją cechę, polegającą na tym że czasami, w pewnych sytuacjach, nie jestem w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Mam to od zawsze, i wiele czasu w swoim życiu spędziłem nad tym żeby to zwalczyć, żeby jakoś sobie z tym poradzić. Nie zaobserwowałem tego u innych, więc sądziłem że to jakiś mój własny problem, z którym muszę sobie sam poradzić.1

Dopiero diagnoza Zespołu Aspergera spowodowała że zetknąłem się z pojęciem “mutyzmu wybiórczego”, pokazała że moje doświadczenia w tym temacie wcale nie są “unikalne”, nawet można powiedzieć że są dość “typowe” w spektrum autyzmu.

Ale po kolei.


Jak opisać mutyzm wybiórczy?

Definicja jest dość prosta, mutyzm wybiórczy jest to zaburzenie lękowe, w którym dziecko lub osoba dorosła, będące w stanie normalnie mówić, w pewnych sytuacjach nie mówi nic, nawet jeśli wiąże się to z karą, problemami społecznymi czy trwałą utratą jakiejś szansy.

Ech. Ta definicja jest tak prosta i tak trafna że aż boli…

Z perspektywy autystyka: mutyzm to jest sytuacja kiedy “słowa nie chcą przejść przez gardło”, kiedy nie możemy się zmusić do wypowiedzenia nawet słowa. I tak, zgadza się, przyczyną tego jest lęk, zwłaszcza lęk przed kolejnymi niepowodzeniami w interakcjach z innymi ludźmi.

Tu chyba warto podkreślić czym mutyzm wybiórczy NIE JEST, żeby uniknąć niewłaściwych skojarzeń:

Po pierwsze, mutyzm to nie jest zwykła “trema”.2 Wiem czym jest trema. Znam to uczucie, towarzyszy mi zawsze kiedy mam np. zaprezentować coś większej grupie osób, nawet tych z którymi czuję się relatywnie komfortowo. Trema przechodzi, tremę da się okiełznać odpowiednio się przygotowując i budując w sobie poczucie że jestem przygotowany. A mutyzmu nie da się okiełznać, po prostu nagle traci się zdolność wysławiania się.

Po drugie, mutyzm nie zawsze polega na tym że nie wiemy co powiedzieć. Piszę że “nie zawsze”, bo istotnie występują takie przypadki kiedy nie umiemy nic powiedzieć bo nie mamy pojęcia co i jak zostanie odebrane – i w efekcie nie mówimy nic.3 Jednak to nie te przypadki stanowią istotę mutyzmu. Faktyczny mutyzm jest wtedy kiedy ja WIEM (albo przynajmniej sądzę że wiem) co powinienem powiedzieć, wiem też że powinienem się odezwać w danym momencie… i nic z tego nie wychodzi, krtań nie chce wydać żadnego dźwięku.

Po trzecie, to nie chodzi o sytuacje w których byłbym “sparaliżowany ze strachu”. Sytuacje w których przytrafia się mutyzm czasami są dalekie od tego co “przeciętny człowiek” uznałby za stresujące. Zdarzało mi się nieraz że “zatykało mnie” w sytuacjach kiedy byłem w relatywnie przyjaznym środowisku, wśród rodziny lub znajomych. Jedyne stresujące elementy tych sytuacji to były typowo autystyczne lęki przed kontaktami społecznymi i perspektywą kolejnej porażki.


Czym tak naprawdę jest mutyzm?

Wspomniany w poprzednim akapicie mechanizm “paraliżującego strachu”4 prawdopodobnie ma coś wspólnego z mutyzmem. Widzę bardzo duże podobieństwa między opisami tych zjawisk – oba wynikają ze stresu, i oba powodują (w pewnym sensie) “zaprzestanie działania”. Inne są tylko szczegóły tych dwóch zjawisk.

Paraliż ze strachu, nagłe zdrętwienie lub zesztywnienie jest instynktowną reakcją organizmu na potencjalnie śmiertelne zagrożenie, zwłaszcza ze strony drapieżników, które występuje u wszystkich ssaków (nawet tak małych jak myszy). Rolą tej reakcji jest próba “ukrycia się” przed drapieżnikiem poprzez bycie tak cichym i niezauważalnym jak tylko się da – sparaliżowane ze strachu zwierzę (lub człowiek) oddycha bardzo cicho i płytko, a napięte mięśnie eliminują nawet nieświadome poruszenia się. Jest to instynktowne działanie organizmu będącego w śmiertelnym zagrożeniu.

Z kolei mutyzm – sądzę że jest zaburzeniem, wynikającym z niewłaściwej aktywacji mechanizmu takiego paraliżu. Niewłaściwej, bo lękiem który je wywołuje nie jest zagrożenie dla życia, ale przytłoczenie i lęk przed interakcjami społecznymi. Zachowania podczas “epizodu mutyzmu” wyglądają trochę inaczej niż paraliż ze strachu. Nie ma napięcia i zesztywnienia mięśni (wręcz przeciwnie – ja zawsze wtedy stimuję, chociaż o ile jestem w stanie to staram się robić to możliwie niejawnie), nie ma płytkiego oddechu. Tym co ulega “paraliżowi” jest umiejętność komunikacji. Można by powiedzieć że “jakie źródło lęku, taki paraliż”.

Podczas takiego “paraliżu komunikacyjnego” w głowie przeważnie mi się kłębią setki myśli. Przeważnie wiem że powinienem się odezwać, często nawet wiem co powinienem powiedzieć, ale z powodu tego “paraliżu” nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Czasami udaje mi się wydusić z siebie jakiś krótki, zdławiony jęk (który w zamiarze nie ma być jękiem tylko początkiem zdania, ale tylko tyle się udaje wydusić), ale przeważnie nawet tyle jest zbyt trudne i jestem całkowicie cicho.

Po prostu się nie da i już.

Co gorsza, mam świadomość że wcale nie polepszam sytuacji gdy inni oczekują że coś powiem. No i staram się zmusić do mówienia, czasami wręcz “krzyczę” na siebie w myślach, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało. Ale “blokada” działa i nie umiem jej przełamać, więc stresuję się jeszcze bardziej… 

Czasami “uciekam” – wycofuję się z interakcji, jeśli to możliwe. Czasami nie mogę się wycofać – i trwam w milczeniu, a osoby rozmawiające ze mną (tzn. czekające aż coś w końcu powiem i ponaglające mnie) niecierpliwią się. Nie jest to przyjemne dla żadnej ze stron, wiem, jestem tego boleśnie świadomy. Ale co zrobisz jak nic nie zrobisz? Czasami jedynym wyjściem jest przeczekać…


“Radzenie” sobie z mutyzmem

Podobnie jak w kwestii wielu problemów u autystyków, w przypadku mutyzmu panuje przekonanie że dotyczy on tylko dzieci, a potem się z niego “wyrasta”. Obserwując częstość “zatykania się” u mnie można by było też dojść do takiego wniosku – w dzieciństwie zdarzało mi się to znacznie częściej, a w dorosłości znacznie rzadziej. Jednak jest to błędny wniosek. To “wyrastanie” z problemu wcale nie ma nic wspólnego z wiekiem, ale z ilością pracy jaką w to włożymy i próbami poradzenia sobie z problemem.

Zmniejszenie częstotliwości występowania problemu w dorosłości wynika też z kolejnej sprawy: im jestem starszy, tym bardziej odcinam się od kontaktów z ludźmi których nie znam, a skupiam się na kontaktach z osobami z którymi czuję się przynajmniej częściowo komfortowo. Po prostu w towarzystwie osób które mnie nie stresują zdarza mi się to znacznie rzadziej,5 co tylko udowadnia lękową genezę tego problemu.

Moja własna historia prób poradzenia sobie z tym tematem sięga dzieciństwa i stanowi istotną część drogi jaką przeszedłem jako niezdiagnozowany autystyk. Jest to też istotna część moich prób dopasowania się, uczenia się takich zachowań jak inni, maskowania się i pokrewnych tematów. Chciałbym to pokazać na kilku przykładach, ale to w kolejnym wpisie.

  1. Jest to jedna z tych rzeczy które BARDZO wpływały na moje poczucie własnej odmienności. ↩︎
  2. No chyba że przypiszemy tremie skalę od 1 (lekka) do 10 (paraliżująca) i w tej skali ocenimy mutyzm na co najmniej 50. ↩︎
  3. “Nie mówię nic bo nie mam nic do powiedzenia” – znane mi nie tylko ze swoich doświadczeń, ale i z obserwacji innych osób autystycznych ↩︎
  4. Angielski termin to “Freezing behaviour” lub “Freeze response” ↩︎
  5. Ale nie żeby wcale się nie zdarzało, nawet w kontaktach z Martą zdarzyło mi się to już nie raz i nie dwa… ↩︎