Ten wpis będzie trochę inny, bo dotyczący bardziej osobistego tematu – naszych zwierząt i ich “relacji” z nami, zwłaszcza psa.
Zwierzaki
Mamy z Martą dwa zwierzęta domowe – kotkę i psa. Są z nami już ponad 3 lata.
Pies, wabiący się Cthulhu,1 to nieduży kundelek, niestety po przejściach – braliśmy go z fundacji która razem z policją “uratowała go” od poprzednich właścicieli. Nie znam dokładnych szczegółów co go spotkało,2 ale wiem że miał koszmary senne jeszcze prawie przez rok jak był u nas i długo bał się wszelkich długich przedmiotów – mopa, szczotki do zamiatania, grabi. Mimo tych przejść jest bardzo przyjazny do wszystkich osób, zawsze jest przeszczęśliwy jak przyjmujemy gości lub jedziemy (z nim) w odwiedziny. Najchętniej by każdego gościa lizał po twarzy lub po rękach, próbuje momentami aż do przesady.
Kotka z kolei, wabiąca się Hasti,3 jest taka trochę “dzika”. Była złapana jako malutkie kocię gdzieś w Mielnie i oddana do adopcji, a my ją wybraliśmy bo szukaliśmy kota wychodzącego, polującego – takiego typowego “wiejskiego pomocnika ogrodowego”, tępiącego myszy i inne szkodniki. Zadomowiła się u nas, i wbrew zapowiedziom że ona “nigdy nie będzie dawała się pogłaskać” to zrobiła się z niej pieszczocha,4 ale dalej jest raczej nieufna do obcych. Do mnie też dopiero się “przełamuje” – parę lat mnie unikała, a teraz przychodzi od czasu do czasu, żebym ją wypuścił do ogrodu lub dał jej jeść. Nawet czasami daje się pogłaskać.
Tyle tytułem wstępu i opisu zwierzaków. Natomiast to o czym chciałem napisać w tym wpisie dotyczy nie tyle samych zwierząt a mnie, a konkretnie mojego autystycznego niezrozumienia dla ich zachowań.
Lizanie
Temat przede wszystkim dotyczy psa. Tak jak napisałem wcześniej, on bardzo lubi lizać wszystkich gości i nas też, i jest bardzo natrętny w swoich próbach. Cały czas odbierałem to w ten sposób że on po prostu lubi lizać – i tyle, nic więcej. Inne psy tak nie robiły więc uznałem to za zachowanie “odbiegające od normy”.
Przez te parę lat kiedy jest u nas, próbowałem go tego na różne sposoby oduczyć, bo bardzo nie lubię gdy pies mnie liże. Sam dotyk psiego języka nie jest problemem, ale skóra polizana przez psa jest lepka, taka “ciągnąca się”, a także delikatnie śmierdząca.5 Ogólnie jest to dla mnie dość przykre doświadczenie i zawsze muszę od razu umyć miejsce gdzie pies mnie polizał.
Do tego widziałem wielokrotnie że gdy pies jest zbyt natrętny w stosunku do gości, to też jest to dla nich nieprzyjemne. Dlatego próbowałem się go oduczyć tego nadmiernego lizania, różnymi metodami, ale raczej nieskutecznie. Jedyne co pomagało to mówienie mu podniesionym głosem “Nie liż!”, ale on się czasem wtedy wręcz kulił ze strachu, więc przestałem tak robić. De facto później jedyne co robiłem to starałem się po prostu trzymać twarz i ręce poza jego zasięgiem, cofając się szybko jak tylko widziałem że on próbuje lizać. Wydawał mi się wtedy trochę smutny, co interpretowałem że “chciał polizać ale mu się nie udało, dlatego jest smutny”.
Nie przyszło mi to nigdy do głowy że za tym jego lizaniem może stać coś więcej…
Jak pies wyraża emocje?
Trochę mi “otwarło oczy” to co czytałem na temat relacji społecznych u zwierząt, zbierając materiał do wpisów o liczbie Dunbara. Czytałem o tym jak ssaki naczelne czyszczą sobie wzajemnie futra, iskają pchły i wykonują różne inne takie czynności “dbania o siebie nawzajem”. Cały zestaw takich czynności jest nazywany angielskim terminem “social grooming”, i służy zwierzętom społecznym do budowania relacji społecznych. Jednak samo to co czytałem jeszcze nie skłoniło mnie do tego żeby pomyśleć jak to wygląda u psów. Musiałem jeszcze poobserwować jak zwierzaki zachowują się względem siebie nawzajem.
Dopiero po zaobserwowaniu kilku takich scen tknęło mnie takie spostrzeżenie. Zaraz, czy przypadkiem pies, skoro nie ma rąk to nie używa języka jako instrumentu “social grooming”? No i zaczęła się cała fala zastanawiania się. Czy to jego lizanie nie jest (przynajmniej w części) próbą okazania przywiązania? Wdzięczności? Próbą pogłębiania relacji ze mną? Próbą której ja zupełnie nie rozumiem i odtrącam go bo “nie lubię być lizany”? Jak on się wtedy czuje, kiedy on się stara tak jak umie, a ja go odtrącam? Czy przypadkiem nie czuje się podobnie jak ja w różnych “sytuacjach społecznych”? Odtrącony, mimo że nie rozumie dlaczego?
Trochę potem doczytałem jak dokładnie wygląda u psów wyrażanie przywiązania, uczuć i inne takie tematy. Bliskość fizyczna (przytulanie się), merdanie ogonem, lizanie, wspólne zabawy. To są narzędzia jakich używają psy do budowania relacji z ludźmi (w różnych proporcjach, zależnych od psa). No i okazało się że te moje podejrzenia są całkiem zasadne. Tak, mój pies w ten sposób próbuje budować więź, a ja go odtrącam. Aż mi się zrobiło wstyd i szkoda mojego własnego psa, że ma takiego niekumatego właściciela…
Autyzm
Przez całe życie miałem kontakt z psami. W rodzinie przewinęło się przez te parę dekad całkiem sporo psów, i sądziłem że coś wiem. Ba, nawet uważałem że całkiem dużo wiem o psach, bo umiem z psich oczu wyczytać kiedy jest głodny, kiedy chce na dwór a kiedy się chce bawić. Nawet nie raz dochodziłem do wniosku że psy są dużo łatwiejsze do zrozumienia niż ludzie, mimo że nie umieją mówić. A tu taki klops… Okazuje się że moje “zrozumienie” psich zachowań jest tak samo płytkie i pozbawione głębszego wglądu w emocje i intencje, zupełnie jak w komunikacji z ludźmi.
Cały ten temat jest kolejnym przykładem na to jak autystycy nie zauważają całej tej warstwy komunikacji i prób budowania relacji. Po prostu jesteśmy na to „ślepi”… Ja nie odtrącałem psa dlatego że uważałem jego próby budowania więzi za nieistotne i mniej ważne od mojego komfortu bycia “nie lizanym”. Ja nawet w ogóle nie wiedziałem po co on to robi i że ja go odtrącam. Musiałem dotrzeć do pewnej wiedzy podanej wprost żeby w ogóle zacząć się nad tym zastanawiać, tak bardzo nieoczywiste to jest dla mnie.
Teraz, jak już w końcu się domyśliłem o co chodzi i „dokształciłem”, to zmieniłem trochę swoje podejście do tematu – pozwalam psu żeby mnie lizał po rękach6 i jeszcze go za to pogłaszczę lub przytulę. Oczywiście, zaraz potem i tak idę umyć ręce, ale pies wygląda na dużo bardziej zadowolonego. Więc mam nadzieję że powoli w ten sposób naprawiam swoje błędy…
No cóż, tak to jest gdy najlepiej wyrażającym i interpretującym emocje domownikiem u nas jest najprawdopodobniej właśnie PIES.7

Kto mi powie co wyrażają psie oczy na tym zdjęciu? Zapraszam do dyskusji na naszym profilu na FB.
A na koniec chciałem przeprosić, ale w sezonie wakacyjnym wpisy będą sporadyczne, bo ogród, pszczoły i praca dają mi tyle zajęcia że ciężko mi znaleźć czas i wenę na pisanie. Nie chcę robić kilkumiesięcznej przerwy, ale też wiem że nie jestem w stanie publikować z założonym wcześniej tempem 1 wpisu tygodniowo… Zobaczymy jak to wyjdzie.
- Wymawia się to „Ktulu”. Dlaczego takie imię a nie inne? No cóż, lubimy twórczość Lovecrafta. A dokładniej – wyobraźcie sobie “wielkiego przedwiecznego” Cthulhu mającego zamiast macek same jęzory i próbującego lizać wszystkimi na raz. Doskonała wizualizacja zachowania naszego psa. 😉 Rodzina zdrabnia jego imię do Tulek lub Tuliś, bo się do wszystkich tuli. ↩︎
- Może i dobrze że nie znam… ↩︎
- Zdrobnienie od Hastur – kolejny “wielki przedwieczny” z opowiadań Lovecrafta. ↩︎
- Zwłaszcza w stosunku do Marty, do której wręcz przychodzi żeby Marta ją pogłaskała lub poczochrała a ona nadstawi się na to z ochotą. ↩︎
- Trochę się zastanawiam na ile to chodzi o moje problemy sensoryczne, bo rozmawiając z innymi osobami wychodzi na to że inni tego zapachu nie czują a sam fakt bycia polizanym nie jest dla nich aż tak nieprzyjemny. A dla mnie wszystkie takie “śliskie rzeczy” na skórze są nieprzyjemne – czy to śluz ślimaków, czy taka klejąca się warstwa jaka zostaje po większości “mydeł w płynie”, których unikam. ↩︎
- Ale też nie zawsze – nie pozwalam mu się lizać podczas jedzenia lub pracy ani nigdy po twarzy. Ale to chyba on rozumie, bo już prawie nie próbuje. ↩︎
- Tak sobie z Martą czasem żartujemy, ale w tym żarcie jest niestety bardzo dużo prawdy… ↩︎